cheechako |
Wysłany: Nie 16:16, 02 Kwi 2017 Temat postu: Zawyłem aż po kres... |
|
Jakby tu zacząć, bo pisząc że mam prawie 35 lat i nigdy nie miałem Przyjaciela (zrozumiałem to po latach obserwując jak wszystkie tzw. przyjaźnie rozpadają się jak domek z kart) będzie brzmiało cokolwiek patetycznie. Mam tendencje do izolowania siebie i raczej problem z nawiązywaniem kontaktów, błędne koło, ruchome piaski i nie mam siły już by jak Baron Münchhausen łapać za własną płową sierść i wyciągać się z tego bagna. Nie bardzo w to wierzę ale chciałbym poznać kogoś prostego, kogoś z kim można by porozmawiać, pogrążam się coraz bardziej, pusto się wokoło zaczyna robić, jakieś wyschnięte drzewa i piasek skrzypi pod nogami, nic tu już nie ma, słońce już dawno zaszło i robi się coraz zimniej...czasami pomaga wycie do księżyca, kto próbował ten wie jak to jest. Potrzebny jest człowiek, nawet dla takiego agresywnie aspołecznego typa jak ja...może ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi i powie "wejdź". |
|